Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2015-01-22]
Dakar 2015 - Polacy
 

Tak, to był „polski Dakar”! Choć zaczął się dla naszych rodaków koszmarnie, to skończył sukcesami – tymi ogromnymi i tymi pozornie mniejszymi.

Z 15 Polaków, którzy wystartowali w Dakarze 2015, osiągniętą metą cieszyć się mogło 9 (plus pół-polski Xavier Panseri). Już nigdy tej radości nie zazna Michał Hernik, który niespodziewanie na dakarowej trasie zostawił życie… Niewykluczone natomiast, że jeszcze kiedyś na listach startowych Rajdu Dakar zobaczymy nazwiska tych, którym tym razem się nie powiodło – Macieja Berdysza (odpadł po 2. etapie), Pawła Stasiaczka (wycofał się po 3. etapach) czy Jakuba Piątka (zakończył rajd na 8. etapie) oraz Adama Małysza i Rafała Martona, których auto spłonęło na 2. etapie. Na rampę w Buenos Aires kończącą 37. Rajd Dakar wjechali natomiast: Jakub Przygoński, Rafał Sonik, Krzysztof Hołowczyc z Xavierem Panseri, Marek Dąbrowski z Markiem Powellem, Piotr Beaupre i Jacek Lisicki, Robin Szustkowski i Jarosław Kazberuk z Filipem Skrobankiem oraz Darek Rodewald w zespole Gerarda de Rooya. Każdy z nich – niezależnie od zajętego miejsca – odniósł jakiś sukces i zasługuje na szacunek.

Największy sukces w tegorocznym Dakarze (i nie tylko) odniósł oczywiście Rafał Sonik – zwycięzca w kategorii quadów. W ciągu swojej siedmioletniej przygody z tym rajdem zdołał już zgromadzić 3 „Beduiny” – dwukrotnie zajmował 3. miejsce, w ubiegłym roku Dakar zakończył na 2. pozycji. Do kompletu brakowało mu tylko tej największej, złotej statuetki. Od początku rajdu dzielnie o nią walczył ze swoim największym rywalem, Chilijczykiem Ignacio Casale, którego w końcu na 10. etapie pokonała awaria. Od tego momentu Sonik już pewnie zmierzał po zwycięstwo, mając ogromną przewagę nad konkurentami. Wygrana nadeszła trochę szybciej niż wszyscy się tego spodziewali, gdyż ostatni, 13. odcinek specjalny został skrócony: - Dopiero zaczęło mi się podobać, a rajd już się skończył. Szczególnie dzisiejszy etap. Pojawiło się błotko i fajna jazda, a tu „pyk” i odwołali – żartował na mecie zwycięzca Sonik. Na ten moment jednak już dość się naczekał: -Pracowałem na ten sukces siedem lat i ani przez chwilę nie zwątpiłem, że może się nie udać. W zwycięstwo wierzył cały mój zespół, moja rodzina i przyjaciele. Dziękuję im, że wspierali mnie w tej długiej wspinaczce na szczyt. Dedykuję tę wygraną tym, którzy marzą o Dakarze, mają pasję i starają się ją ze wszystkich sił realizować. Również tym, którzy do mety nie dojechali…Realizacja marzeń wymaga gigantycznych poświęceń. Na tym rajdzie, a także przed nim zdarzyły się sytuacje tragiczne, które w szczególności dotknęły nas, Polaków. Zwyciężam z pełną świadomością tego co się stało, mając Kubę i Michała w sercu – mówił na mecie wygranego Dakaru 2015 Rafał Sonik.

Swoje 3. miejsce w kategorii samochodów także Jakubowi Czachorowi i Michałowi Hernikowi zadedykował Krzysztof Hołowczyc. Polski kierowca jeszcze dłużej niż Rafał Sonik czekał na swój historyczny sukces:

Do tej pory największym dakarowym osiągnięciem Hołowczyca było 5. miejsce (2009 i 2011 rok). W tym roku również Polak przez znaczną część rajdu utrzymywał się w pierwszej piątce zawodników – po 1. i 2. etapie znajdował się na 4. miejscu w klasyfikacji samochodów, następnie spadł na 6. lokatę i po 5. etapie powrócił na 4. pozycję, na której się systematycznie umacniał. Przełom przyszedł na 11. etapie, kiedy to z powodu awarii auta z rajdu wycofał się zajmujący 3. miejsce Yazeed Al-Rajhi. Hołowczyc wtedy „wskoczył” na jego miejsce i tej 3. lokaty nie oddał już do mety. Tym razem więc to do Olsztynianina uśmiechnęło się szczęście, którego tak bardzo brakowało mu w poprzednich edycjach Dakaru.



O szczęściu natomiast nie może mówić Marek Dąbrowski. Tuż przed rajdem dotarła do niego tragiczna wiadomość o śmierci Jakuba Czachora - syna jego „etatowego” pilota Jacka Czachora. Czachor musiał zrezygnować z udziału w Dakarze. Tym samym start Dąbrowskiego stanął pod znakiem zapytania. Zdecydował się jednak pojechać, zaś „awaryjnie” na prawy fotel zaprosił Marka Powella. Powell, choć ma za sobą wiele startów w rajdach terenowych, to nigdy nie pełnił roli pilota. Nigdy też nie brał udziału w Dakarze. Przed Dąbrowskim i Powellem stanęło więc ogromne wyzwanie, któremu dzielnie stawili czoła, kończąc rajd na 23. miejscu: - Szczególne podziękowania i gratulacje należą się Markowi Powellowi. Przygotowujemy się do Dakaru cały rok, on jednak zgodził się usiąść na fotelu pilota z dnia na dzień. To było ogromne wyzwanie i obciążenie dla Marka, ale podołał wspaniale. Lepiej, niż mogłem się tego spodziewać – oceniał na mecie Marek Dąbrowski. Przyznał jednak, że do tej mety wcale nie łatwo było mu dotrzeć: - Bardzo trudno mi podsumować ten rajd. Cieszę się z sukcesów kolegów, ale dla mnie to był najcięższy Dakar, jaki dotychczas przejechałem. Nie ze względu na trudność trasy czy zmęczenie fizyczne, tylko na obciążenie psychiczne. Nie zapomnę tego Dakaru. Zaraz po powrocie do Polski wezmę udział w pożegnaniu Michała Hernika. Swój medal dedykuję Kubie Czachorowi. Jestem też myślami z Jego rodziną, moimi przyjaciółmi. Mimo tak wielkich trudów, załogę Marek Dąbrowski / Mark Powell stać było na zachowania fair play – holowali bowiem przez Andy swojego zespołowego kolegę, Christiana Lavieille’a.

Zarówno z psychicznym, jak i fizycznym obciążeniem musiał się podczas tegorocznego Dakaru zmagać Jakub Przygóński. Zajął 18. miejsce w motocyklowej stawce – na pewno nie wymarzone dla zawodnika, który ubiegłoroczny Dakar zakończył na 6. pozycji, jednak biorąc pod uwagę to, z czym musiał się zmagać, to ukończenie rajdu już jest powodem do radości: - Każdy, kto jest na mecie Dakaru, odczuwa wielką satysfakcję. Przejechać Dakar zawsze jest ciężko. Rok temu miałem lepsze tempo, niż obecnie, ale jestem po pięciu miesiącach leżenia w łóżku i rehabilitacji. Rajd jak zawsze był nieprzewidywalny, wielu zawodników odpadło, a ja dojechałem do mety, z czego się cieszę. Swój medal chciałbym zadedykować Michałowi Hernikowi, który zmarł realizując swoją pasję. Żałuję, że nie mogę dać nic więcej, niż ten medal, symbolizujący cały trud, jaki włożyłem, aby przejechać te 9000 kilometrów – komentował Przygoński. Dodajmy, że Przygoński jako jedyny z 5 polskich motocyklistów startujących w tegorocznym Dakarze te tysiące kilometrów pokonał.

Całą trasę udało się też przejechać załodze polskiej ciężarówki – Robinowi Szustkowskiemu i Jarosławowi Kazberukowi, którym towarzyszył czeski mechanik Filip Skrobanek. Mało brakowało, by panowie wcisnęli czerwony guzik, odwołujących ich z rajdu. Udało się jednak trudne chwile przetrzymać, a w dodatku znaleźć się na 19. pozycji wśród ciężarówek: - Zrealizowaliśmy cel, który sobie założyliśmy, czyli miejsce w pierwszej dwudziestce, dlatego nie możemy być niezadowoleni. A czy można było osiągnąć więcej? Mieliśmy naprawdę mało awarii, ale spowolniła nas trochę moja choroba. Gdyby nie grypa, moglibyśmy być kilka pozycji wyżej. Najważniejsze jednak, że jesteśmy już na mecie. Przez ostatnie kilka dni mieliśmy bardzo mało czasu na spanie, więc na dojazdówce do Buenos Aires, kiedy opadły emocje zrobiło się trochę sennie. Na razie mamy dość Dakaru i nie żałujemy, że się skończył. Najważniejsze jest to, że go ukończyliśmy. To wielka satysfakcja – opowiada Szustkowski. - Nasza Tatra ma słabszy silnik i zawieszenie niż pozostałe dwa Jamale, które rywalizowały w stawce. Jak na warunki, które mieliśmy, wynik jest naprawdę świetny – nieco bardziej optymistycznie podsumowuje Kazberuk. Warto dodać, że w walce o ten rezultat polskich „ciężarowców” stać było na gesty fair play – pomagali zakopanej w fesz-feszu załodze i holowali inną Tatrę po wywrotce.

Wywrotkę, a wręcz dachowanie, na etapie maratońskim zaliczyła załoga Piotr Beaupre i Jacek Lisicki. Uporali się samodzielnie z naprawą i dalej walczyli o poprawienie swojego najlepszego wyniku, którym było 37. miejsce zdobyte w 2013 roku. Rok później z kolei właśnie dachowanie uniemożliwiło im dojazd do mety (spadli z 12-metrowej skarpy). Tym razem nie dość, że do mety dotarli, to z rzeczywiście poprawionym wynikiem – uzyskali 33. lokatę. Warto wspomnieć, że Piotr Beaupre – dziś „pan po 50-tce” - swoją przygodę z offroadem zaczynał jako 18-latek i przez lata ją kontynuował, biorąc udział w różnych krajowych i zagranicznych rajdach. Dakar stawiał sobie jako ostateczny cel. W końcu w 2012 roku powiedział sobie „teraz albo nigdy” i pojechał. Zajął wtedy 57. miejsce, a już rok później ukończył ten rajd na 37. pozycji. I choć lat mu nie ubywa, to dakarowy głód nie gaśnie, czego efektem jest kolejny „skok” w wynikach. Czyli kolejny polski sukces w Dakarze 2015.

Czyż to nie był „polski Dakar”?


AM

fot.: Lotto Team, Orlen Team, Red Bull, NeoRaid, Monster i Sonik Team
<< powrót
Dodaj do:





X