Akcesoria i wyposażenie
australijskiej firmy ARB znajdziesz w ofercie naszego sklepu 4x4.


Tuleje zawieszenia


Bagażniki dachowe

[2015-04-29]
Wyboisty Katar - Podsumowanie Sealine Cross Country Rally - 3 rundy Pucharu Świata.
 

Rozegrany w Katarze Sealine Cross-Country Rally okazał się wyboisty nie tylko ze względu na trasy, ale także różne trudności, z którymi musieli się zmierzyć zawodnicy. W takich trudnych warunkach najlepiej radzili sobie faworyci, którzy w Katarze powtórzyli swoje dakarowe zwycięstwa. Polacy natomiast mieli dużo więcej szczęścia niż na Dakarze, gdyż wszyscy ukończyli ten rajd w czołowych dziesiątkach swoich klas.

Sealine Cross-Country Rally był 3. rundą Pucharu Świata FIA oraz 2. rundą Mistrzostw i Pucharu Świata FIM w Rajdach Cross Country. Rajd ten składał się z pięciu etapów, podczas których zawodnicy mieli do pokonania niemal 2000km. Rywalizacja sportowa toczyła się na ponad 1758km, na których musieli oni walczyć z piaszczystymi wydmami, kamienistymi drogami oraz skomplikowaną nawigacją. Nie zabrakło zatem problemów w postaci zakopywania się, przebitych opon czy pomyłek nawigacyjnych. Zdarzały się też poważniejsze kłopoty – awarie, a także wypadki. Dwa ostatnie etapy przebiegały zaś w cieniu tragedii, jaką była śmierć belgijskiego pilota, Jurgena Damena.

MOTOCYKLE

Do udziału w SCCR zgłosiło się 26 motocyklistów. Pierwsza piętnastka zawodników widniejących na liście startowej okazała się tą stawką, która również walczyła o miejsca w „top 10” motocyklowej klasyfikacji rajdu. Nie zawiódł ten, którego można było niemal w ciemno typować na zwycięzcę tych zmagań, Marc Coma. Wygrał on tylko pierwszy etap, ale na pozostałych nie wypadł poza etapowe podium, dzięki czemu ostatecznie zwyciężył: - To było zasłużone zwycięstwo, zespół wykonał świetną robotę. Dziękuję wszystkim, którzy sprawili, że było to możliwe. A teraz cieszmy się tą chwilą! –mówił na mecie Coma.

Od 2. miejsca uzyskanego na 1. etapie swoją walkę o podium w SCCR rozpoczął inny z faworytów – Joan Barreda Bort. Mimo odrobinę gorszej jazdy na dwóch kolejnych etapach, wygrane na 4. i 5. etapie umożliwiły mu zdobycie 2. miejsca w rajdzie. Walkę z tą dwójką Hiszpanów podejmował także trzeci Hiszpan Jordi Viladoms oraz Austriak Matthias Walkner, Brytyjczyk Sam Sunderland, Chilijczyk Pablo Quintanilla oraz Portugalczyk Paulo Goncalves. To właśnie Goncalvesowi, któremu w udziale przypadło jedno etapowe zwycięstwo, ostatecznie udało się uzupełnić skład rajdowego podium. Wygrana na 2. etapie to z kolei jedyne, czym mógł się nacieszyć będący „objawieniem” tegorocznego Dakaru Matthias Walkner, gdyż w Katarze finiszował z 7. lokatą. Największym pechowcem wśród motocyklistów natomiast w Katarze był Ruben Faria, który nie ukończył nawet 1. etapu rajdu i ostatecznie wycofał się z rywalizacji z powodu urazu nadgarstka. W czołowej dziesiątce, a konkretnie na 9. pozycji, znalazł się zaś jedyny w motocyklowej stawce Polak, Jakub Piątek. To świetny występ tego młodego zawodnika, który z rajdu na rajd osiąga coraz lepsze rezultaty. W Katarze dotrzymywał kroku swoim bardziej doświadczonym kolegom, utrzymując się przez cały rajd w okolicy 10. miejsca. Nie ustrzegł się on pomyłki nawigacyjnej na 3. etapie, która kosztowała go cenne minuty, a w efekcie przyniosła mu 15. miejsce na odcinku oraz spadek z 11. na 12. pozycję w klasyfikacji generalnej. Już na kolejnym etapie tę stratę odrobił z nawiązką – przyjechał na metę z 8. czasem, zaliczając skok na 9. miejsce w generalce: - To był bardzo wymagający rajd. 400-kilometrowe odcinki i ekstremalne warunki dały mi się mocno we znaki. Jestem zadowolony, że ukończyłem wszystkie etapy i mogłem rywalizować z najlepszymi motocyklistami cross country. Przede mną jeszcze dużo nauki zwłaszcza, jeżeli chodzi o nawigację. W porównaniu z zeszłoroczną edycją Sealine Cross Country Rally, swój czas przejazdu poprawiłem o dwie godziny. To dobry prognostyk przed kolejną rundą mistrzostw świata – komentował swój wynik Jakub Piątek.

Na 12. miejscu SCCR natomiast ukończył inny „rodzynek” – jedyna kobieta wśród motocyklistów, Rosjanka Anastasiya Nifontova. Po dwóch rundach Mistrzostw Świata FIM jest ona jednocześnie jedyna w klasyfikacji kobiet.

QUADY

Wśród quadowców w Katarze toczyły się dwie podwójne walki – o pierwsze miejsce rywalizowali Rafał Sonik i Mohammed Abu-Issa, zaś o 3. lokatę „bili się” Kamil Wiśniewski oraz Nelson Augusto Sanabria. Ku radości polskich kibiców, obie te bitwy rozstrzygnęły się pomyślnie dla naszych rodaków. Rafał Sonik spełnił swoje zapowiedzi po przegranym rajdzie Abu Dhabi Desert Challenge i wziął odwet na swoim młodym rywalu, pokonując go na jego „ziemi”. Starcie tych dwóch panów zaczęło się jednak pechowo dla Sonika, który na pierwszym etapie uszkodził oponę, jednak mimo zachowawczej jazdy finiszował zaledwie 59 sekund za Katarczykiem. Pozostałe etapy należały już do Polaka, choć Abu-Issa ciągle „siedział mu na ogonie”. Przełomowy okazał się 4. etap, który tę „wojenkę” ostatecznie rozstrzygnął – Katarczyk bowiem urwał koło i do mety dotarł na holu. To kosztowało go nie tylko ponad półgodzinną stratę, ale także skutkowało nałożeniem na niego 7,5 godzinnej kary. Ostatni, 5. etap SCCR dla Sonika oznaczał więc tylko konieczność dojechania do mety. Mając aż taką przewagę Polak mógł sobie pozwolić na to, by dać Abu-Issie radość z etapowego zwycięstwa: - Wygrałem pierwsze dwie edycje tego rajdu w 2012 i 2013 roku. W poprzednim sezonie, na pierwszym etapie wiatr porwał moją kartę drogową, za co dostałem 5 minut kary. Mimo, że ścigamy się na dystansie ponad tysiąca kilometrów i spędzamy na quadach kilkadziesiąt godzin, ta strata okazała się decydująca. Nie można zwycięstwa czy porażki w sporcie uzasadniać tylko szczęściem, ale jak widać ma ono duże znaczenie. Taką lekcję wywożę w tym roku z Kataru. Walczymy z Mohammedem na wszystkich płaszczyznach, bo liczy się wytrzymałość, umiejętności jazdy, nawigacja, technika i sprzęt. Ta sytuacja bardzo mi odpowiada, bo jest mobilizująca. Zmusza mnie do maksymalnego wysiłku i maksymalnej koncentracji. Bez chwili przerwy, czy wytchnienia. Jest to oczywiście wyczerpujące, ale daje niezwykłą satysfakcję! –opowiadał Sonik. Polak i Katarczyk po tym rajdzie natomiast zrównali się punktami w klasyfikacji pucharowej i obaj obecnie zajmują 1. miejsce. Również drugi z Polaków walczących w quadowym Pucharze Świata FIM, Kamil Wiśniewski, wygrał swoją potyczkę o 3. miejsce. Jego przeciwnika, Paragwajczyka Nelsona Augusto Sanabrię, nękały awarie quada, które skutkowały ogromnymi karami – uzbierał on ich ponad 158 godzin! Wiśniewski również nie ustrzegł się kar, gdyż za ominięte waypointy sędziowie dopisali mu 3 godziny do wyniku. Pomimo, że miał tych kar mniej niż Mohammed Abu-Issa, to nie wystarczyło to, by „wskoczyć” na 2. miejsce, natomiast po problemach Sanabrii Kamil Wiśniewski mógł cieszyć się swoim pierwszym podium w Pucharze Świata. Tę samą pozycję zajmuje również w pucharowej klasyfikacji po SCCR.

SAMOCHODY

Samochodowe podium Sealine Cross-Country Rally ustaliło się już na 1. etapie rajdu i nie zmieniło się aż do końca zmagań. Nie zawiodło tu trio najlepszych załóg zeszłorocznego Pucharu Świata FIA, gdyż to właśnie ci panowie podzielili między siebie pierwsze trzy lokaty. Niespodzianką nie było zwycięstwo lokalnego bohatera, Nassera Al-Attiyaha, którego jak zwykle pilotował Matthieu Baumel. Ta zasiadająca w MINI All4 Racing para objęła prowadzenie na 1. etapie rajdu i nawet na chwilę nie pozwoliła go sobie odebrać. Jednak nawet dakarowi mistrzowie nie obeszli się bez problemów – „dopadały” ich typowe w tym rajdzie kłopoty w postaci przebitych opon. Na 4. etapie złapali oni aż 3 „kapcie”, ale stracone przez to 11 minut spowodowało jedynie, że odcinek ukończyli z 3. lokatą, ze stratą jedynie około 5 minut do zwycięskiego w tym dniu Yazeeda Al-Rajhi. Wypracowana na pierwszych trzech etapach ponad 20-minutowa przewaga tej załogi pozwoliła na „dowiezienie” zwycięstwa do mety SCCR także mimo „oddania” etapowego zwycięstwa w ostatnim dniu zmagań brazylijskiej parze Reinaldo Varela / Gustavo Gugelmin (Toyota Hilux). Warto podkreślić, że Nasser Al-Attiyah i Matthieu Baumel w tym roku wygrywają wszystkie rajdy, w których startują – zarówno cross country, jak i „płaskie”. Zwycięstwo w SCCR jest już ich 6. wygraną w tym roku, choć formalnie 5. gdyż panowie wciąż czekają na wynik odwołania w sprawie wykluczenia ich z Abu Dhabi Desert Challenge. Ich dominacja w Katarze jest natomiast bezsprzeczna: - To jest dla nas świetny rok. Zaczęło się od Dakaru, wygraliśmy wszystkie 6 rajdów. To naprawdę miłe uczucie. Sealine Rally w tym roku jest zupełnie inny od zeszłorocznego. Bardzo dużo kilometrów – 3 ponad 400-kilometrowe etapy. Naprawdę się cieszę, że wygrałem tutaj, w Katarze, w mojej ojczyźnie. Wszyscy wiedzą, że to jest bardzo ciężki rajd, z trudną nawigacją. Trzeba tu być bardzo mocnym, bo to nie jest lekki rajd. I to właśnie jest kluczem do naszej wygranej w tych zawodach – my jesteśmy mocni, lubimy jeździć w trudnych rajdach. Myślę, że wykonaliśmy naprawdę dobrą robotę – opowiadał o swoim zwycięstwie Al-Attiyah. O ogromnym pechu mogą mówić natomiast Yazeed Al-Rajhi i Timo Gottschalk, którzy przez 4 etapy utrzymywali się na 2. pozycji. Na ostatnim etapie, na kilkadziesiąt kilometrów przed metą ta jadąca Hiluxem z Overdrive’u para urwała półoś, przez co nie ukończyła rajdu. Na 2. miejsce po „wypadnięciu” tej załogi z rywalizacji wskoczyli Rosjanie – Vladimir Vasiliev i Konstantin Zhiltsov (MINI All4 Racing), jednak od liderów rajdu dzieliła ich niemal półgodzinna „przepaść”. Na 3. pozycji znaleźli się natomiast zwycięzcy ostatniego etapu, Brazylijczycy Reinaldo Varela i Gustavo Gugelmin w Toyocie Hilux Overdrive. Na 4. miejscu klasyfikacji samochodów w SCCR znalazła się natomiast czesko-polska załoga Miroslav Zapletal i Maciej Marton w Hummerze H3 Evo 7. Tuż za nimi, na 5. pozycji, uplasowała się natomiast pierwsza z polskich załóg, Marek Dąbrowski i Jacek Czachor w overdrive’owym Hiluxie. Panowie przez większość rajdu jechali bez żadnych problemów – jedynie znaczną część 4. etapu pokonywali z urwanym drążkiem zmiany biegów, który prowizorycznie zastąpili… młotkiem. Mimo to załoga Orlen Team może mówić o dobrym wyniku: - Zrealizowaliśmy swój plan, ukończyliśmy trudny nawigacyjnie rajd na dobrym, piątym miejscu. Powtórzyliśmy wynik z Abu Zabi, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni, chociaż pozostaje niedosyt, bo była realna szansa na czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej. Od początku sezonu staramy się optymalnie ustawić auto i złapać swój rytm. To dla nas bardzo ważny element przygotowań do przyszłorocznego Dakaru.  Przed nami kolejne rundy eliminacji i szansa na punkty w klasyfikacji pucharowej – komentował na mecie Marek Dąbrowski.

Trochę mniej szczęścia miała druga z polskich załóg, Adam Małysz i Rafał Marton, która po raz drugi „wystąpiła” w MINI All4 Racing. Kilkukrotnie dali się oni złapać w nawigacyjne pułapki, które zawodnikom zaserwowali organizatorzy. Mimo to Polacy ukończyli rajd na niezłym 6. miejscu: - Jestem nieźle wykończony tym. Wczoraj jechałem świetnie i bardzo szybko, a dziś nie mogłem znowu złapać odpowiedniego tempa. Było tyle pomyłek nawigacyjnych, co mnie bardzo rozpraszało i denerwowało. Na początku złapaliśmy kapcia, ale nikt nas nie doszedł więc i tempo było całkiem ok. Potem jednak po 20 km kręciliśmy się w miejscu, żeby znaleźć właściwą drogę. W pewnym momencie niedaleko od nas przejechał Mirek Zapletal. Pojechaliśmy za nim i chciałem go wyprzedzić, ale co mu „siadałem” na zderzaku, to przeszkoda i nie mogliśmy go wyprzedzić. Albo był kurz, albo przestrzeliwaliśmy zakręty i znowu trzeba było robić kółka, żeby odnaleźć drogę. Na każdym punkcie kontroli przejazdu byliśmy parę sekund w tyle i tak prawie do samej mety. Pod koniec wyprzedziliśmy Mirka na wydmach, ale potem o nas dołem objechał. Wysforował się do przodu i tak już zostało do mety. Nawet gdybym go wyprzedził, nasza sytuacja w tabeli nie uległaby zmianie. Nie jestem zadowolony z występu w Katarze. Przez te niepotrzebne błądzenie nie mogę pokazać na co mnie stać ani na co stać ten samochód. To jest przykre, więc psychika siada i czuję się podle – mówił zawiedziony Małysz. Ale jeszcze większe powody do niezadowolenia mają natomiast inne czołowe załogi X-raidu. Na 3. etapie zajmujący dotychczas pozycję wicelidera pucharowej klasyfikacji Erik Van Loon i Wouter Rosegaar na jednym ze skrzyżowań dachowali, a klika minut później, dokładnie w tym samym miejscu, identyczną przygodę mieli plasujący się dotąd na 3. miejscu w Pucharze Harry Hunt i Andreas Schulz (mimo zapisu na liście startowej, to nie Xavier Panseri, a Niemiec pilotował Brytyjczyka). Oba auta były na tyle uszkodzone, że załogi musiały wycofać się z rajdu. Z kolei 4. etap okazał się fatalny dla Naniego Romy, którego nawigował Alex Haro. Kilkadziesiąt kilometrów po starcie ta załoga zakopała się na wydmie, zaś próba wydostania się z tej pułapki skutkowała uszkodzeniem skrzyni biegów, przez co stracili oni szansę na utrzymanie swojej dobrej, 5. lokaty w rajdzie (ostatecznie znaleźli się na odległym, 19. miejscu).

Jedynymi kłopotami, jakie trapiły polską załogę startującą w klasie T2, Roberta Szustkowskiego i Jarosława Kazberuka, było natomiast zakopywanie się i szwankująca klimatyzacja w ich Fordzie Raptorze. Natomiast dużo większe problemy mieli ich najwięksi rywale – Katarczyk Szejk Hamad Eid Al. Thani oraz zwycięzca klasy T2 w Abu Dhabi, Mansoor Al Helei, dzięki czemu Polakom udało się ukończyć rajd na 5. miejscu w klasie: - Rajd oceniamy bardzo pozytywnie. Samochód nie sprawiał problemów, mechanicy pracowali doskonale, a my nie popełnialiśmy znaczących błędów. Jedynie organizatorom wystawiłbym ocenę 3+ za niedbałość w przygotowaniu roadbooków. To właśnie nieścisłości w opisie trasy przyczyniły się do tragicznego wypadku na samym początku rajdu, a potem problemów tak topowych kierowców, jak Nani Roma, Yazeed al-Rajhi, Erik van Loon, czy Harry Hunt – mówił Kazberuk. - Były momenty, kiedy wpadaliśmy w swoisty trans, a przed oczami pojawiały się mroczki. To wszystko ze względu na monotonię krajobrazu -  ciągnące się po horyzont przestrzenie pokryte białym piachem i kamieniami. Z „uśpienia” wybudziła nas ostatnia sekcja. Odcinek specjalny prowadził pomiędzy turystami i plażowiczami, a brzegiem morza. To jest chyba możliwe tylko w krajach arabskich. Trasa nie była w żaden sposób zabezpieczona, więc z jednej strony my pędziliśmy samochodem, a obok nas grillowali urlopowicze – dodał Szustkowski. Co ciekawe, w tych nietypowych warunkach wśród zawodników startujących autami seryjnymi najlepiej poradzili sobie Rosjanie Maxim Kirpilev i Andrei Rudnitski w Toyocie LC200. Dopiero „oczko” za nimi w klasyfikacji T2 znaleźli się jadący na „własnym podwórku” Katarczycy Mohammed Al Hargan i Adel Hussein Abdulla w Nissanie Patrolu. 3. miejsce w klasie T2 wywalczyli sobie natomiast Brazylijczycy Marcos Emirio Moraes i Fabio Pedroso w Fordzie Raptorze.

Cała stawka Mistrzostw i Pucharu Świata FIM oraz Pucharu Świata FIA w Rajdach Cross Country będzie miała niewiele czasu na oczyszczenie maszyn z katarskiego piasku, gdyż już za 2 tygodnie spotkają się oni w Egipcie. Tam 10. maja rusza Pharaons Rally, podczas którego znów zawodnicy będą musieli zmagać się z wszechobecnym piaskiem i upałami.


AM

fot.: X-raid Team, Orlen Team, Red Bull Content Pool, Sonik Team

<< powrót
Dodaj do:





X