Dakar 2016 osiągnął półmetek. 7.
etap był ostatnim, jaki zawodnicy musieli pokonać, by móc wreszcie
zregenerować siebie i pojazdy podczas dnia odpoczynku. Do
argentyńskiej Salty, gdzie będą odpoczywać, 7. etap poprowadził
ich z Uyuni w Boliwii, z którą tego dnia się pożegnali. Sobotni
odcinek specjalny podzielony był na dwie części, rozdzielone
80-kolometrową strefą neutralizacji. Pierwsza jego część,
licząca 230km, rozgrywała się na terenie Boliwii, zaś druga,
106-kilometrowa, prowadziła już po argentyńskich trasach. Burza,
która rozpętała się w ciągu dnia, spowodowała odwołanie
drugiej części oesu dla motocyklistów i quadowców, a także
wstrzymała starty samochodów i ciężarówek, gdyż przez nią
przybrała jedna z rzek, które trzeba było pokonać na tym odcinku.
„Przygód” na tym etapie było jednak dużo więcej. Po etapie
maratońskim i wyczerpującym, wyjątkowo długim etapie rozgrywanym
wokół słonego jeziora Salar de Uyuni na 7. etapie dawało już o
sobie znać zmęczenie. Jego konsekwencją w przypadku wielu
zawodników było popełnianie błędów, w tym także bardzo
bolesnych w skutkach. Pojazdy również nierzadko okazywały
„zmęczenie”, jak choćby MINI Adama Małysza.
MOTOCYKLE
Rywalizacja motocyklistów w Dakarze
2016 była trudna do przewidzenia jeszcze przed rajdem, gdyż grono
faworytów było duże, a poziom zawodników wyrównany. Rozgrywka
staje się jednak z etapu na etap jeszcze bardziej nieprzewidywalna,
gdyż odpadają na nich kolejni silni gracze. Po kłopotach z 6.
etapu w sobotę nie wystartował Joan Barreda Bort, żegnając się w
ten sposób z rajdem. „Raz na wozie, raz pod wozem” – to
powiedzenie doskonale opisuje natomiast sytuację Matthiasa Walknera,
który po 6 etapach znajdował się na 3. pozycji w motocyklowej
generalce.- „wskoczył” na tę lokatę na 6. etapie. Dzień
później, na 7. etapie, znalazł się on niemal dosłownie „pod
wozem”, gdyż miał wypadek, którego efektem było złamanie kości
udowej i pożegnanie się z rajdem. Poturbowanego Walknera znalazł
jego rywal, a zarazem lider stawki motocyklowej, Paulo Goncalves i to
on wezwał pomoc dla Austriaka. „Stracił” na tę pomoc ponad 10
minut, zatem na mecie stawił się z 17. czasem. Sędziowie jednak
odliczyli mu ten czas, dzięki czemu finalnie Goncalves został
sklasyfikowany na tym etapie na 3.miejscu, utrzymując fotel lidera w
generalce. Najszybszy na 7. etapie był natomiast Francuz Antoine
Meo, który w ten sposób wywalczył sobie pierwsze w karierze
zwycięstwo etapowe: - Pierwsza część była naprawdę
trudna, bo prawie nie widzieliśmy trasy, gdyż oślepiało nas
słońce. Dużo frajdy sprawiła mi za to jazda na drugiej części,
za strefą neutralizacji. Dogoniłem dwóch motocyklistów, a
ponieważ było wilgotno, nie kurzyło się… Wspaniale! Jechałem
szybko, nie popełniłem błędów i dobrze nawigowałem aż do
końca. Czułem się znacznie lepiej niż wczoraj, więc trochę
zaatakowałem. Jestem szczęśliwy. Dopiero odkrywam Dakar, więc
ciężko mi oceniać. Chciałem być w pierwszej dziesiątce i, jak
dotąd, jest nawet lepiej. Staram się jechać konsekwentnie i za
bardzo się nie przemęczać. Robię, co mogę, by temu sprostać.
Fizycznie czuję się OK, ale wiem, że wciąż przed nami jest
najtrudniejsza część rajdu, z jaką mamy się zmierzyć. Pozostanę
zrelaksowany i zobaczymy, co będzie – mówi Antoine Meo.
Francuz na KTMie po tym etapie awansował z 8. na 6. miejsce w
generalce. Z 7. na 5. lokatę wskoczył natomiast Kevin Benavides,
który przypomniał o sobie na etapie z Uyuni do Salty, „wykręcając”
2. czas odcinka. Pozycja wicelidera pozostaje z kolei „w rękach”
Toby’ego Price’a, który na tym etapie był 5. Na podium
motocyklowej klasyfikacji powrócił zaś Stefan Svitko (9. miejsce
na 7. etapie), który zajął jego najniższy stopień po
„wypadnięciu” Walknera.
O „oczko” w generalce – z 30. na
29. miejsce - wspiął się Jakub Piątek, który na 7. etapie
zanotował 28. czas. Może jednak powiedzieć, że to całe
szczęście, że druga część odcinka została odwołana: - Jak
już wiecie, druga część dzisiejszego etapu została odwołana. W
momencie kiedy decyzja została podjęta, ja byłem jeszcze na
trasie... Powiem tylko, że byłem przemoczony do suchej nitki. Na
domiar złego podczas przejazdu przez rzekę nurt "porwał"
mi motocykl. Woda zalała całą elektrykę i obawiałem się, że to
koniec rajdu dla mnie. Na szczęście odcinek został anulowany, więc
mamy możliwość zabrać motor na biwak, a tam już wszystko w
rękach niezawodnych mechaników ORLEN Team! Trzymajmy za nich
kciuki! Ja sam skorzystałem z okazji i odleciałem helikopterem– opowiada Jakub Piątek. Nieco wolniej niż ostatnio pojechał
natomiast Maciej Berdysz – uzyskał 93. czas odcinka. W generalce
za to awansował o jedną pozycję – z 83. na 82. miejsce: -Wczorajszy odcinek specjalny zawierał wszystkie anomalia
pogodowe, wiatr, kurz, grad, deszcz....Część odcinka specjalnego
została odwołana z powodu ogromnej ulewy. Jazda po wąskich półkach
skalnych na wysokości ponad 4500m n.p.m. w takich warunkach i przy
braku tlenu wymagała ciągłego skupienia i koncentracji... Bardzo
dziękuję wszystkim za wsparcie i za to, że jedziecie ze mną
!!!!!!!!!!!!! – pisał na Facebooku Maciej Berdysz. Co
jednak najważniejsze, Polak wciąż jest w rajdzie! Przypomnijmy, że
w swoim pierwszym w życiu Dakarze 2015 Berdysz nie miał możliwości
nacieszenia się tym rajdem, gdyż swój udział w nim zakończył
już na 2. etapie. W tym roku ma już za sobą pół Dakaru!
Wyniki 7. etapu:
http://www.dakar.com/dakar/2016/docs/classements/CEM_08.pdf
Wyniki po etapie:
http://www.dakar.com/dakar/2016/docs/classements/CGM_08.pdf
QUADY
Quadowcy również zakończyli ściganie
na 7. etapie na pierwszej części zaplanowanego na ten dzień
odcinka specjalnego. Najwidoczniej bracia Patronelli rzeczywiście
realizują swoją strategię spokojnej jazdy do mety, gdyż na tym
etapie pojechali dość zachowawczo. Zajęli oni 4. (Alejandro) i 5.
(Marcos) miejsce w klasyfikacji tego odcinka. Najlepszy czas należał
tym razem do zajmującego przed tym etapem odległe, 21. miejsce,
Lucasa Bonetto. Argentyńczyk ma na swoim koncie 4. lokatę uzyskaną
w 2013 roku, a rok wcześniej, w swoim pierwszym Dakarze, był 7.,
nie jest więc zawodnikiem nieznanym. Natomiast przez dwa ostatnie
lata nie miał on szczęścia, gdyż nie dojeżdżał do mety. W tym
roku, póki co, ma również niewielkie szanse na dobry wynik, gdyż
zwycięstwo na 7. etapie dało mu awans dopiero na 19. miejsce. Dużo
bliżej podium w quadowej generalce znajduje się jego rodak Pablo
Copetti, który na 7. etapie zajął 2. miejsce ze stratą jedynie 29
sekund do Bonetto, zaś w klasyfikacji rajdu utrzymał swoje 7.
miejsce. O „oczko” wyżej w generalce (na 6. pozycji) znajduje
się Boliwijczyk Walter Nosiglia, który „na pożegnanie” ze
swoją rodzinną ziemią sprawił boliwijskim kibicom „prezent” w
postaci zajęcia najniższego stopnia etapowego podium, tracąc
zaledwie 54 sekundy do lidera tego etapu. Różnice w czasach na 7.
etapie były na tyle niewielkie, że zmianie nie uległ skład podium
w rajdzie – nadal królują bracia Patronelli, z których liderem
jest Alejandro, a wiceliderem, ze stratą 3’36” do brata, jest
Marcos. 3. miejsce wciąż należy do Sergeia Karyakina, który na 7.
etapie zajął 7. miejsce.
Wyniki 7. etapu:
http://www.dakar.com/dakar/2016/docs/classements/CEQ_08.pdf
Wyniki po etapie:
http://www.dakar.com/dakar/2016/docs/classements/CGQ_08.pdf
SAMOCHODY
Nie udało się tym razem kierowcom
Peugeot „zagarnąć” całego etapowego podium. Po raz drugi
przeszkodzili im w tym Nasser Al-Attiyah i Matthieu Baumel (MINI All4
Racing), którzy wciąż nie odpuszczają i liczą na błędy
kierowców 2008DKR. Na 7. etapie udało im się o 5 sekund pokonać
Stephane’a Peterhansela i Jean-Paula Cottret, zajmując 3. miejsce
w klasyfikacji odcinka (Peterhansel był 4.). Te 5 sekund nie
zmieniło ich pozycji w klasyfikacji rajdu – nadal znajdują się
na 4. miejscu, tracąc do podium prawie 13 minut. Natomiast swoje
pierwsze w tym roku i 28. w karierze zwycięstwo etapowe wywalczył
Carlos Sainz, triumfator Dakaru 2010: - Jesteśmy szczęśliwi.
Po kłopotach pierwszego dnia, to jest naprawdę dobry wynik.
Zatrzymaliśmy się pierwszego dnia tracąc prawie czternaście
minut, co niemal wykopało nas z rajdu. Mocno cisnęliśmy, aby to
odrobić i wygrać. Teraz to się udało. Nasza strategia? Trzymać
tak dalej – cieszył się „El Matador”. Carlos Sainz i
Lucas Cruz wciąż zajmują 3. lokatę w samochodowej generalce, ale
tym zwycięstwem etapowym udało im się odrobić jedynie… 38
sekund straty do Sebastiena Loeba i Daniela Eleny, którzy zajmując
2. miejsce na tym etapie wywalczyli sobie powrót na szczyt
klasyfikacji, spychając na pozycję wicelidera Stephane’a
Peterhansela.
Warto wspomnieć o kolejnym bardzo dobrym występie
debiutującego w Rajdzie Dakar Mikko Hirvonena, nawigowanego przez
Michela Perin (MINI) – zajął on na tym etapie 5. miejsce, tracąc
jedynie 40 sekund do Peterhansela (w generalce także zajmują 5.
lokatę): - Dzięki podzieleniu na 2 części dzisiejszy etap
nie wydawał się długi. Jedynie sekcje drogowe zdawały się nie
mieć końca. Nawigacja dziś była momentami trudna, ale Michel
wykonał świetną robotę. Współpracuje nam się naprawdę dobrze.
Pierwszy tydzień mamy za sobą, a ja się bardzo cieszę z naszej
pozycji – mówił Mikko Hirvonen. Co ważne, Fin jest
jedynym oprócz Al-Attiyaha kierowcą X-raidu w pierwszej dziesiątce
klasyfikacji samochodów. Dopiero na 12. pozycji znajduje się
kolejny kierowca MINI, który tym autem wygrał Dakar 2014.
Dotychczasowy wynik Hirvonena jest więc naprawdę imponujący.
Również
imponujący jest aktualny rezultat debiutującego za kierownicą auta
(także MINI) Jakuba Przygońskiego, który na półmetku Dakaru 2016
zajmuje 15. lokatę (spadek o „oczko”). Na 7. etapie on i jego
pilot, Andrei Rudnitski, mieli jednak trochę problemów, przez które
w klasyfikacji odcinka znaleźli się dopiero na 29. miejscu:
- Dziś
pechowy dzień, 29 miejsce na odcinku. Początek odcinka jechaliśmy
dobrym tempem, niestety zacząłem czuć, że tracimy wspomaganie
kierownicy. 20 km przed końcem odcinka pękł pasek klinowy.
Musieliśmy się zatrzymać i go zmienić. Na szczęście wszystko
udało się zrobić i mogliśmy kontynuować ściganie. Oby to była
nasza ostatnia awaria – mówi Jakub Przygoński.
Jeszcze
większe problemy na 7. etapie miała druga polska załoga MINI, Adam
Małysz i Xavier Panseri: - Właśnie przejechaliśmy odcinek.
To było prawdziwe piekło Dakaru. Mamy za sobą prawie 800 km na
holu za ciężarówką z przeżyciami, jakich nie życzę nikomu. Co
chwilę stawaliśmy i naprawialiśmy przód auta, bo urywał się
zaczep. W górach, na ponad 4500 m npm, dwa razy prawie odleciałem w
kosmos - nie wiem, co by było, gdyby nie tlen z jakiejś karetki
przyblokowanej na odcinku. W totalnych ciemnościach jechaliśmy
1,5-2m za ciężarówką, pilnując się cały czas, bo mimo, że hol
sztywny, to non stop go wyrywało.
Może to i lepiej,
że po takich półkach skalnych jechaliśmy po ciemku, bo gdyby było
widać co tam się dzieje, to nie wiem, czy bym nie wysiadł ;)Teraz zostało nam jeszcze 300 km do biwaku w Salta.
Przyznam, że jestem trochę rozczarowany, że usterki nie udało się
zlikwidować na miejscu. Pamiętamy, jak ostatnio Marek z Jackiem
mieli awarię skrzyni biegów i udało się naprawić ich auto, a
"nasza" ciężarówka serwisowa nie miała nawet części
do MINI ... Przyczyny awarii nie znamy do tej pory, ale skrzynia jest
cała, biegi wchodzą, auto jednak nie jedzie, bo nie ma sprzęgła.
Może to dociski, może wysprzęglik - wszystko się pewnie okaże za
kilka godzin. Ale to sprzęgło się nie spaliło, tylko
najprawdopodobniej wręcz rozpadło. Mogliśmy zostawić to wszystko
w cholerę, zabrać zabawki i wrócić do domu. Było strasznie
ciężko, ale nie poddajemy się i razem z Xavierem Panseri chcemy
ukończyć ten rajd. Zobaczymy jakie dostaniemy kary i czy w ogóle
puszczą nas dalej, bo gdy jechaliśmy, to mety już nie było -
wszystko zwinięte i zabrane, ale ślad na naszym GPS-ie jest
zapisany – opowiada Adam Małysz. Póki co, próżno szukać
załogi Małysz / Panseri w wynikach…
Natomiast kolejny
bezproblemowy etap mają za sobą Marek Dąbrowski i Jacek Czachor –
okazali się oni najszybszą z polskich załóg, zajmując 17.
miejsce na tym odcinku. Kłopoty ze skrzynią biegów w ich Toyocie
na 4. etapie i związana z nimi wielogodzinna strata nie dają im co
prawda szans na dobry wynik w rajdzie, jednak panowie systematycznie
poprawiają swoją pozycję – po 7. etapie awansowali z 77. na 66.
pozycję: - Trzeci dzień ustawiamy sobie dobrą pozycję na
drugą część rajdu. Udało nam się i startujemy już w grupie
pierwszych dwudziestu zawodników. Samochody startują w odstępach
dwuminutowych, więc nie ma aż takiego kurzu i jest lepiej. Warunki
są w kratkę: raz pada deszcz, później jest bardzo gorąco, a po
chwili pada śnieg. Podobno rzeka, która zatrzymała motocyklistów,
miała około dwóch metrów głębokości. My jechaliśmy tamtędy
dwie godziny później i w tym miejscu prawie nie było wody. Warunki
tutaj są zaskakujące na każdym kroku – mówi Marek
Dąbrowski.
Z kolei spadek o jedno miejsce (z 26. na 27. pozycję)
„zaliczyli” po 7. etapie Benediktas Vanagas i Sebastian
Rozwadowski (Toyota Hilux), którzy ukończyli ten odcinek z 32.
czasem. Nie obeszło się bez przygód: - Dzisiejszy etap był
przedzielony neutralizacją i 116 km odcinka dojazdowego. Pierwszą
część jechaliśmy dobrym tempem, aż tu nagle zobaczyliśmy
samochód Adama Małysza zakopany dość daleko od drogi. Xavier
Panseri starał się zatrzymać kolejne auta, żeby podczepić linę
i pomóc im wyjechać z tej pułapki. My bez długiego namysłu
stwierdziliśmy, że trzeba chłopakom pomóc, nie patrząc na nasze
straty czasowe. Zahamowaliśmy, zjechaliśmy z drogi i ustawiliśmy
naszego Black Hawka tak, aby można było Adama wyciągnąć i …
sami się zakopaliśmy. Dramat! To był bardzo głęboki fesh fesh,
czyli taki rodzaj gleby, który wygląda jak piach, a ma konsystencję
mąki. Straciliśmy tam 6-7 minut zanim udało się wyjechać.
Niestety, Adam został… Do tej pory nie wiem, czy wydostał się z
tej pułapki. Druga część odcinka była dość krótka, bo tylko
106km. Postanowiliśmy pojechać zachowawczo, żeby Toyota dojechała
do biwaku w Salcie w całości. Nasi dzielni mechanicy znów nie
spali całą noc naprawiając auto po wczorajszej przygodzie, więc
chcieliśmy im oszczędzić prezentu w postaci całonocnych zajęć w
namiocie serwisowym. Baliśmy się, że mogą wywiesić białą flagę
;););) – relacjonował z drogi na biwak w Salcie Sebastian
Rozwadowski. Ze spokojem do Salty mogli sobie natomiast jechać
Miroslav Zapletal i Maciej Marton (Hummer H3 Evo VII), którzy
całkiem nieźle poradzili sobie z 7. etapem rajdu – zajęli na nim
25. miejsce, a to dało im awans z 24. na 23. miejsce.
Wyniki 7. etapu:
http://www.dakar.com/dakar/2016/docs/classements/CEA_08.pdf
Wyniki po etapie:
http://www.dakar.com/dakar/2016/docs/classements/CGA_08.pdf
CIĘŻARÓWKI
Na 6. etapie już „wisiał w
powietrzu” przełom w ofensywie zespołu Kamaz-Master. Na 7. etapie
ten przełom faktycznie nastąpił. Rosyjscy kierowcy poważnie
„wzięli się do roboty” i na tym boliwijsko-argentyńskim oesie
wywalczyli sobie dwa pierwsze miejsca. Najszybszą załogą Kamaza
ponownie była ta pod wodzą Eduarda Nikolaeva, z Evgenym Yakovlevem
i Vladimirem Rybakovem na pokładzie. Niespełna minutę do swoich
kolegów z zespołu stracili Airat Mardeev, Aydar Belyaev i Dmitriy
Svistunov, którzy 7. etap ukończyli na 2. pozycji. O 19 sekund
gorszy od nich czas uzyskali najszybsi na tym odcinku z Holendrów,
Pieter Versluis i Marcel Pronk, wspierani przez niemieckiego
mechanika Artura Kleina (MAN). Ta załoga awansowała na pozycję
lidera klasyfikacji ciężarówek, spychając z niej Hansa Stacey’a,
który tym razem finiszował z 9. czasem, co spowodowało jego spadek
aż na 5. miejsce w generalce. Z kolei z 4. na 2. miejsca awansował
Gerard de Rooy, który 7. etap zakończył na 4.miejscu. Na podium
wskoczył także jeden z Kamazów – na 3. lokacie widnieje nazwisko
Airata Mardeeva, ale mocno „depcze mu po piętach” drugi z
kierowców Kamaza, Eduard Nikolaev. Nikolaev zajmuje bowiem 4.
pozycję, ale do Mardeeva traci jedynie 5 sekund.
Wyniki 7. etapu:
http://www.dakar.com/dakar/2016/docs/classements/CEC_08.pdf
Wyniki po etapie:
http://www.dakar.com/dakar/2016/docs/classements/CGC_08.pdf
AM
Fot. Red Bull
Content Pool, Orlen Team, X-raid, Marian Chytka |